Pozwól mi oprzeć się mocniej.

Opowiem Wam dziś o tym, jak sama zastawiłam na siebie pułapkę i jak ochoczo w nią wskoczyłam. Właściwie – jak z uporem maniaka zastawiałam ją kilkukrotnie i za każdym razem była tak samo skuteczna. Skrzętnie korzystałam z okazji, żeby się w nią rzucić i poharatać.

Nigdy nie byłam szczególnie pewna siebie. Jestem w stanie to względnie sprawnie zamaskować w najbardziej zewnętrznej warstwie – głębiej niestety nie działa to już tak gładko. Z różnych tego efektów chcę dzisiaj wyciągnąć jeden szczegół.

Z jakiegoś powodu półświadomie wymyśliłam sobie, że facet mój musi być inteligentniejszy. Bardziej oczytany. Starszy, najlepiej kilka lat. Taki dojrzały, stonowany, solidnie osadzony w życiu, musi imponować mi wiedzą i sprawiać, że z wrażenia będę w stanie permanentnego stuporu.
Nie uogólniam, chcę tylko przedstawić pewien typ, który tkwił mi w głowie. Ci starsi, określeni, zdecydowani, intelektualiści. A potem okazywało się, że za ten wybór solidnie ta moja głowa obrywa – a przecież w teorii miała być tak wspaniale wsparta. Zamiast się rozwijać, zamykałam się w strachu.
Ostatnia relacja… starszy, bardzo bystry, do bólu pewny siebie. Z dwoma zawodami, błyszczący na rozmowach kwalifikacyjnych, zarabiający konkretnie w prestiżowej firmie. I ja – zamaskowana, ale niepewna, zniechęcona i niedoceniona rzucająca pracę. Pracę nie w zawodzie.
No, to zaiste był stupor.
Dostałam dawkę coachingu. Mimo ciągłych działań w nieustannym poczuciu, że jestem niewystarczająco dobra, za mało przebojowa, niepewna, za dużo we mnie strachów i za dużo niepokoju. Wyrzuty, że boję się ludzi, że boję się wyjść ze strefy komfortu, które miały być motywacją. Sama już nie wiedziałam, czy te kursy, te rozmowy – to rzeczy, których ja chcę, czy on? Może to faktycznie fatalnie, że zaniedbując (czyt. nie poświęcając na niego 100% czasu) bieg po szczeblach kariery próbuję dbać o to, żeby było względnie czysto i był obiad? Wyrzut, że sobie nie radzę i wyrzut, że – ponoć ostentacyjnie – przynoszę sama cotygodniowe zakupy. Efektem tego bałam się zajmować domem i bałam się działać zawodowo, bo a nuż okaże się, że zrobiłam to niewystarczająco doskonale. A tak – przynajmniej z góry wiedziałam, że robię za mało.

Dostałam nauczkę. I może rzeczywiście jestem żenująco nieposkładana i za mało nowoczesna, ale przynajmniej wiem, kim nie jestem i nie chcę być. Tak – chcę mieć oparcie w mężczyźnie. W tych głupich zakupach i przesuwaniu mebli, w otwarciu puszki, kiedy niechcący wyrwę z niej kluczyk i w przejściu późnym wieczorem między blokami. Mieć czyjeś wielkie ramię do wypłakania się, że coś nie wychodzi. Kiedy złe sny i niepokój, czy uda mi się jutro powiedzieć szefowi wszystko, co chcę. Kiedy nie ma tyle odwagi, ile udaję, że jest. Kiedy trzeba podwieźć przed świtem na ostatni pociąg przed świętami i po ciężkim dniu powiedzieć, że i tak wyglądam najpiękniej.
Chcę dać temu mężczyźnie oparcie. W ciepłym obiedzie gotowym na jego powrót. W uprasowanych koszulach i zmienionej pościeli. W przytuleniu, kiedy nerwy i w pracy coś nie po myśli. W pomocy z wyborem prezentu dla siostry. W gestach łagodnych i cierpliwych. W drobiazgach składających się na to, że pod koniec dnia zasypiamy razem, a nie tylko obok siebie.
I pewnie, poradzę sobie sama. To nie jest tak, że brakuje mi siły. Nie chcę jednak bać się oczekiwać wsparcia. Nie róbmy sobie takich krzywd.

7 myśli w temacie “Pozwól mi oprzeć się mocniej.

  1. Oj ale mi uderzyłaś w czułą strunę… Ja już też czasami sama nie wiem, w którą stronę pójść. Chcę tego oparcia, ale bardzo nie umiem tego okazać i po prostu zgodnie z tym postępować. Sama nad tym dużo rozmyślam… Przytulam Cię mocno i wierzę, że dobrze zrobiłaś, a na Twojej drodze stanie ktoś, dla kogo Twój ciepły obiad będzie spełnieniem marzeń.

    Polubienie

  2. oj myślę że powinnaś podejść do tego na większym luzie.
    skąd przekonanie że facetowi tak bardzo przeszkadza Twoja mała pewność siebie?
    może tak wcale nie jest.
    czy on Ci rzeczywiście wyrzucał że jesteś mało przebojowa i sobie nie radzisz?
    czy to Ty sobie wkręcasz że musisz być idealnie doskonała?

    Polubienie

    1. O nie, tu akurat naprawdę tak było :D. Teraz już podchodzę do tego na luzie, ale słuchanie tego nie było super, tak jak dostawanie od jego mamy książek motywacyjnych ;).
      (A to, że ja sobie wkręcam, to inna sprawa, z tym przynajmniej mogę i staram się sama walczyć ;))

      Polubienie

Dodaj komentarz