Nieplanowany wpis o głupim planie

Wcale nie zamierzałam pisać takich rzeczy, a w każdym razie nie teraz, ale po dzisiejszym fatalnym treningu muszę się wyżalić.

Wymyślony przeze mnie ostatni plan treningowy okazał się szklaną pułapką. Mając na uwadze, że w maju chciałam pobiec (pobiec? przetaplać w błocie!) Runmageddon, założyłam, że w sumie mogę trochę odłożyć wspinanie, a dorzucić treningu stricte kondycyjnego i siłowego – bieganie (szumna nazwa truchtania po parku), kettle i prosta kalistenika. No cóż, pokarało mnie, ale jednocześnie przypomniało, co właściwie jest moim celem.

Bo jednak nie do końca jest nim jakaś ogólna, nieokreślona sprawność (? harcerska?).

W tygodniowym planie miałam mianowicie zabawy z kettlem, bieganie do streetworkoutowych drabinek (plac zabaw dla dorosłych! yay!) plus ćwiczenia na nich i – co ja sobie myślałam?! – tylko jeden trening wspinaczkowy. I co? Trzeba było słuchać starszych. W dodatku musiałam sobie zrobić też tygodniową przerwę od wysiłku fizycznego w ogóle – i o ile potem z kettlem było fajnie, nawet seria więcej, więc zdążyłam się ucieszyć, że trochę regeneracji to był dobry pomysł, o tyle na ścianie okazało się, że zadziałała jakaś masakra i zupełnie straciłam chwyt (nie, żeby było dużo do tracenia…). Wstyd. Dobrze, że poszłam na buldery, bo na dłuższych drogach odpadałabym chyba z piątek. Mogłabym się co prawda trochę wykręcać, że pewnie nie bez znaczenia był absurdalny cykl spania uprawiany przeze mnie ostatnio (2 h spania/2 h pracy/2 h spania/2 hpracy/3 h spania), ale niestety całej winy na to nie zrzucę.

Jeden trening w tygodniu to totalna równia pochyła. Podobno dwa utrzymują formę na tym samym poziomie – a skoro moja jest znacznie niższa niż ambicje, to czas wrócić do ścianowego karnetu. Przy okazji jeszcze strasznie się ‚ścisnęłam’ – z niechęci do rozciągania, więc póki co planuję (od dziś! dzielnie!) – dorzucić półgodzinne jogowanie, które jakoś bardziej wydaje mi się atrakcyjne od zwykłego rozciągania. Chciałam uniknąć codziennego wysiłku ze względu na moją, hm, skromną budowę, więc chwila jogi wydaje się niezłym kompromisem. Zobaczymy, co z tego wyniknie. I cieszę się, że nie kusiło mnie nawet, żeby  włączyć program ‚eee, bez sensu, nie wychodzi, dam se spokój z tym’, tylko automatycznie wskoczyłam w wersję ‚dobra, trzeba zmodyfikować plan i ostrzej cisnąć’. Póki co, niewielkim kosztem (przynajmniej czasowym; nie liczę tego, że po beznadziejnym treningu pocieszyłam się zamówieniem kosmetyków; oh well).

A Runmageddon przetaplam najwyżej trochę wolniej.

(Autorem grafiki jest Kevin Bolk)

2 myśli w temacie “Nieplanowany wpis o głupim planie

Dodaj komentarz