Zrównoważony rozwój

Prawdopodobnie każdy przy jakiejś okazji zdążył zetknąć się z pojęciem strategii zrównoważonego rozwoju. Pojęcie to ukuł niejaki pan Hans Carl von Carlovitz, niemiecki- niespodzianka – doradca podatkowy, odnosząc je do gospodarki leśnej: wycinaj tylko tyle, ile może odrosnąć. Założenie to przejęła i rozwinęła Światowa Komisja ds. Środowiska i Rozwoju, precyzując je w 1987 roku:
rozwój zrównoważony, to jest taki rozwój, w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie.
Ma sens, prawda? Rozwijamy gospodarkę, społeczeństwo, urbanizujemy, ale dbając o nieprzekraczanie granic rozsądku – nie za wszelką cenę, płaconą przez pokolenie nasze i każde następne. Mamy świadomość i bierzemy odpowiedzialność za relacje między wzrostem gospodarczym, środowiskiem naturalnym, środowiskiem kulturowym, dziedzictwem i jakością życia człowieka. Nie wycinamy więcej, niż może odrosnąć.

Zachowujemy równowagę.

A gdyby tak odnieść to do skali mikro?
Pojęcie work-life balance jest szeroko znane. Nie jest to właśnie zrównoważony rozwój? Rozwijam się tak, jak uważam za optymalne. W kierunku, który uważam za słuszny, ale też w odpowiedniej proporcji. Staram się racjonalnie obliczać koszty – nie tylko finansowe, przede wszystkim czasowe, emocjonalne, energetyczne.
Zrównoważony rozwój prowadzi do podniesienia jakości i zwiększenia spójności całego ‚obszaru’, integruje działania ‚gospodarcze’- pracowe/edukacyjne i ‚społeczne’ – emocjonalne/relaksacyjne/towarzyskie wprowadzając je w stan harmonii. Harmonii rozumianej jako praca-życie osobiste, fizyczność-duchowość, wartość dla siebie-wartość dla innych, korzyść natychmiastowa-korzyść długofalowa, w strefie komfortu-poza strefą komfortu.

praca-życie osobiste; mogę zaharować się do upadłego walcząc o awanse, nieustannie się dokształcając kosztem wolnego czasu, tracąc relacje z ludźmi i światem; mogę spocząć na laurach, uznać, że nie ma sensu rozwijać się dalej, i po powrocie z pracy nie robić nic gapiąc się w sufit; mogę też starannie dobierać zajęcia i dopasowywać je tak, żeby nie zastępowały mi kontaktu z rodziną, przyjaciółmi, przyrodą;

fizyczność-duchowość; z jakiegoś powodutu często pojawia się starcie; fanatyków fitnessu z wielbicielami pielęgnacji ducha, patrzących na siebie nawzajem z pogardą. A przecież rozwój w jednej sferze ubogaca drugą, nie deprecjonuje jej. Żadna z nich nie działa bezbłędnie bez drugiej;

wartość dla siebie-wartość dla innych; nie wiem, czy łatwiej zatracić się w staraniach, żeby wszyscy naokoło byli szczęśliwi, czy może zrobić zwrot o 180 stopni i uznać, że egoizm jest szalenie zdrowy; wiem, że żadna z tych opcji na dłuższą metę nie owocuje zadowoleniem;

korzyść natychmiastowa-długofalowa; wiadomo, nie można spędzać każdego dnia leżąc w hamaku i patrząc w chmury (właściwie to…na pewno nie można?), ale skupianie się wyłącznie na tych kiedyś-osiągalnych-celach-mających-dać-zaspokojenie-gdzieś-w-okolicach-emerytury zbuduje chyba głównie totalną frustrację; potrzebuję swojej dawki chmur, leżenia i światła przez liście; korzyści nie do przecenienia;

w strefie komfortu i poza nią; pisałam o tym jakiś czas temu; o tym, że mam z tym dylemat i nie umiem wyznaczyć granicy pomiędzy działaniem poza strefą komfortu, a działaniem wbrew sobie; uczę się tego, jak wszystkiego z powyższych.

Uczę się robić rzeczy dlatego, że chcę je robić, nie muszę. Idę na zakupy, żeby poznać nowe smaki i przedmioty. Gotuję, żeby smacznie i zdrowo nakarmić osoby, na których mi zależy (w tym – siebie, od niedawna). Idę do pracy, żeby rozwiązywać problemy i przynosić korzyści. Całe moje świadome działanie dąży do tego, żeby nie ‚wycinać’ z jednego miejsca zbyt wiele.

Pozwalać rosnąć.

2 myśli w temacie “Zrównoważony rozwój

  1. Bardzo podoba mi się odniesienie tej koncepcji do rozwoju człowieka – nie znałam jej wcześniej. Żyj tak, żebyś za jakiś czas nie musiała ponosić nieprzyjemnych konsekwencji swoich dzisiejszych decyzji, żebyś ich nie żałowała, żeby nie zniszczyły Twojego przyszłego życia… Ja cały czas się tego uczę i powoli zaczynam dbać o siebie zamiast po prostu się eksploatować. O taką harmonię w dzisiejszym zapracowanym świecie może być niezwykle trudno, ale bez tego nie zajedziemy daleko. Przynajmniej na skali zadowolenia z własnego życia.

    Polubienie

Dodaj komentarz